Sen złoty - 301
Sen złoty - 301
Widziałem białego gołębia czy może gołębicę
Zawieszoną wysoko w zenitu błękicie
Niosła coś zielonego
Gałązka dwa listki
Co w proroctwach nadzieją zapisana wszystkim
Widziałem kryształ wody światłem rozedrgany
Na przestrzeń kontynentów szeroko rozlany
Co jak gojący balsam
Z ran nam wszystkim znanych
Zapowiedzią spokoju w głowach skołatanych
Widziałem uśmiech dzieci na trawie przed domem
Co kryć się nie musiały po schronach bombowych
Wesoły szczebiot ptasząt
Niosąc w krąg radosny
Jako ten podmuch wonny nadchodzącej wiosny
Widziałem ludzkie ręce w szczęściu zanurzone
Budujące przyszłości nie tylko swój domek
Ale i dla innych
Gmach do zamieszkania
Jako pomnik co pracy wystawiła ziemia
Widziałem pola szerokie z łany zielonymi
Gdzie dojrzewa plon złoty czerpiąc soki z ziemi
By trudem rąk rolnika
W jadło zamieniony
Mógł trafić na najdalsze
Najskromniejsze stoły
---
Widziałem ja to wszystko w radości skąpane
Dopóki mnie przez okno nie zbudził poranek
I z oka smoka
O milionie oczu
Nie ściągnął w rzeczywistość telewizji potwór
Gdzie radość i zysk czerpią
Z czegoś tak innego
Że sny szansy nie mają spełnienia żadnego
A raczej prowokacją
Krwawego widoku
Zatruwają do końca ten tak kruchy pokój
Drwiąc sobie z przepowiedni od tak dawna znanej
Że nieszczęście wywołać
Zwykle jest najłatwiej
Bo ono jak życzenie ciągle powtarzane
W końcu dopada głupców
Jak nagrobny kamień
*